czwartek, 8 sierpnia 2013

Ciepłó

W kóńcu pisém côsi pô góralsku.
Gôroncó jak jasny gwint. A tu jesce rób, sianó grob, ôwce paś. Dôbrze zek nie jes juhasém, cheba byk zwaryjowoł hetki jakbyk musioł kany pô ubôcak gónić za ôwcami. Teló, ze w dóma jes ka legnonć w siyni, w chłodzie i na kwile sie sôwać przed tym worém co jes jé na pôlu. Na jutró zaś jakiesi norymnice zapôwiadajom. Côby ino jakiej biydy nie narôbiyłó. Ale zaś kieby Bóg doł dysc tô dôbrze, bô ziym suchó, pôtrowy płone, pôsiéki nie idom. Nyj na cým pôte w jesiéni ôwce paś, kie ze sałasa sié wrócom? Tak tó kwasi tegó rôku, roz lejé, roz susy. A zima telo była, ze sié ludziom sianó pôkóńcyłó, tô tegó roku kôsom nawet takie kawołki co jus ze dwaścia roków nik nie kôsiył. Przynomniyj bańścańskié zôgóny pôkôsône i pyknié wyglondajom!
Jesce jednó rzec dziwno, straśnie duzó bôcianów chôdzi pô bańscańskik zôgónak. Ciekawość cý nom przyrôst nie skôcy w góre...

Przypominam, że 

ó czytamy jak głoskę pomiędzy o a u
ô czytamy jak ło (dyftong uo), w śródgłosie z nieco słabszym u
é czytamy jak e, jak y lub jak głoskę pośrednią, wymowa zależy od miejsca pochodzenia 
ý czytamy jak i lub jak y, w zależności od miejsca pochodzenia

3 komentarze:

  1. Post wręcz quasi-poetycki, bo forma idealnie koresponduje z treścią-po góralsku o życiu górala. Można by się zastanawiać, czy to liryczne piękno wynika z faktu, że autor mówiąc o swoim życiu mówi w sposób, którego do opowiadania używali ludzie o podobnych doświadczeniach. Innymi słowy, jego opowieść o zmaganiach z upałem, sianokosach, pogodzie i owcach mogłaby być, teoretycznie, opowieścią górala z przed kilku wieków. Z tego wynika, że autentyczność nigdy nie jest do końca subiektywna, nigdy nie jest tak, że opowiadając o sobie opowiadam tylko i wyłącznie z perspektywy teraźniejszości, o tym co przydarzyło się tylko i wyłącznie nam, ale raczej, akceptując swoją przynależność do pewnego obiektywnego nurtu kulturowego, podpisujemy się swoją własną krwią pod zbiorową narracją historyczną zapisaną w języku lub w gwarze. Pierwsze słowa postu: "W kóńcu pisém côsi pô góralsku" są jakby inwokacją do ducha góralskości. Po góralsku, to nie tylko o byle czym w gwarze, ale właśnie o tym, co dotyczy i jest esencją życia na Podhalu. Co nie oznacza, ze po góralsku nie można mówić, np. o filozofii. Chodzi o to, że fundamentem gwary nie są tylko pojedyńcze fonemy, odmienna wymowa, ale raczej całościowe ujęcie życia ludzi, którzy gwarą się posługują i posługiwali. W gwarze mówić może autentycznie tylko góral, taki jak Andrzej Antoł ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miło mi, że zauważyłeś (-aś, cały czas zachodze w głowę, czy Cię znam ;)) jakieś wartości w moim wpisie (który ja uważam raczej za mało sensowny;)) Co do języka, poruszyłeś (-aś) ciekawą kwestię. Bo rzeczywiście język jest związany z kulturą, ale ja bym się przychylał raczej do poglądu, że nie jest jej częścią. Napisałem tekst o życiu na Podhalu i rzeczywiście gwara pewnie go ładnie dopełnia. Jednak myślę, że jakbyśmy na Podhalu np. pochodzili od Węgrów to byśmy pisali i mówili po węgiersku, a nasze życie pewnie by było takie same. Język jest tylko kodem. Co nie zmienia faktu, że denerwują mnie Rzymianie na filmach mówiący "Cesar, what do you think about this?"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, gdybyście pochodzili od Węgrów, mówilibyście po Węgiersku, ale wtedy nie było by gwary podhalańskiej takiej, jaką znamy. Wiele rzeczy mogłoby być, ale to nie oznacza, że możemy oddzielać to co naprawdę jest od genezy, historii i kultury. Traktujesz tu gwarę jako niezależny obiekt, który można by było zastąpić jakimś innym obiektem, nie zawuażając, że ramy tego obiektu rozciągają się na historię i kulturę. Sam zauważyłeś tę zależność mówiąc: gdybyśmy pochodzili od.. to byśmy mówili po... Język/gwara nie są tworzone przez naukowców i trzymane w laboratoriach, ale powstają na przestrzeni dziejów i istnieją tylko wtedy, gdy ludzie używają ich do opowiadania o swoich przeżyciach i komunikowani się z innymi. tak więc, używanie języka tworzy go, a kształt jakiego nabiera odzwierciedla doświadczenia używających. Gdy mówisz, że język jest kodem, to rozumiem, że masz na myśłi zależność empiryczną: "słowo za obiekt". Ja postrzegam język nie tylko jako kolekcję etykietek, nazw i kategorii, bo przecież w komunikacj z drugim człowiekiem nie nazywamy tylko rzeczywistości, wskazując palcem i mówiąc "Drzewo, dom" itp. Raczej używanie języka to przede wszystkim formułowanie sądów o rzeczywistość typu "W tym domu mieszka Andrzej" albo "To bardzo piękny dom". tak więc język to tak naprawdę zbiór osądów o rzeczywistość, postrzeżeń, a postrzeżenia i osądy są zawsze subiektywne(i niekoniecznie prawdziwe). Co nie oznacza oczywiście, ze jesteśmy niewolnikami tego, co myśleli nasi przodkowie, ale musimy liczyć się z tym, że narzędzie, któego sami używamy do formułowania naszych własnych sądów, ma kształt jaki nadała mu historia. Kształt, który się ciągle zmienia. Analizując język, może nam się wydawać, że składa się on z pojedyńczych słów, reguł syntaktycznych, tu Twoja definicja kodu jest jak najbardziej uzasadniona, ale w rzeczywistość, w komunikacj z innymi, języka używamy poruszając się w pewnych ciasnych ramach narzuconych przez kulturę. Górnik może rozstrząsać kategoryczny imperatyw Kanta w gwarze z kolegami pod ziemią, ale nie wydaję się taki dialog zbyt autentyczny(i racjonalny ;) ) Bardziej prawdopodobne jest, że bedzie z kolegami gadał o wyjści po robocie na piwo. Język jest więc niewolnikiem okoliczność i rzeczywistość, nie rzeczywistości kategorycznej, ale rzeczywistość w jakiej jest używany.

      Usuń