czwartek, 15 października 2015

Chilijskie przemyślenia o polskiej historii

Zacznę tradycyjnie. Po dłuższej przerwie wracam do blogowania ;) Od miesiąca przebywam na drugim końcu świata (prawie), w Chile, na południu. Udało mi się dostać tutaj na staż, który odbywam na Universidad Austral de Chile. W związku z tym na Polskę spoglądam z odległości 13 tysięcy km. Wystarczający dystans, żeby nabrać dystansu ;) Oczywiście śledzę w miarę dokładnie co się w moim kraju dzieje. A dzieję się dużo, mamy sezon ogórkowy. Wymienić można: wybory, imigranci, ks. Charamsa, eliminacje do EURO 2016 i parę innych spraw. O każdej z nich można by napisać osobny wpis. Jako, że w wyborach już głosowałem, korespondencyjnie w konsulacie RP w Santiago (zwanym czasem Santiago de Chile w odróżnieniu od de Compostela), o wyn(at)urzeniach ks. Charamsy nie mam ochoty na razie się wypowiadać, o imigrantach (czy uchodźcach) nic ciekawego nie powiem, tak samo jak o EURO 2016.
Zajmę się inną sprawą. Wypowiedzią pani Tokarczuk. W sumie dzisiaj dopiero o sprawie się dowiedziałem, przeczytawszy artykuł na gazeta.pl (czyli już odpowiednio nastawiony;). Dla przypomnienia, pani Tokarczuk w TVP Info powiedziała następujące zdanie: "Wymyśliliśmy historię Polski jako kraju tolerancyjnego, otwartego, jako kraju, który nie splamił się niczym złym w stosunku do swoich mniejszości. Tymczasem robiliśmy straszne rzeczy jako kolonizatorzy, większość narodowa, która tłumiła mniejszość, jako właściciele niewolników czy mordercy Żydów". Po tym zdaniu, a nawet dwóch posypały się na nią gromy z prawej strony społeczeństwa, określone przez autorytety GW jako hejt.
Co o tym sądzę. Po pierwsze to przypomnijmy stare przysłowie: "Kto sieje wiatr zbiera burzę". Pani Tokarczuk powinna trochę zastanowić się jak publicznie coś mówi w TV. Wiedząc, że w dzisiejszych czasach nic nie ginie oraz, że może się spotkać z krytyką czasem przekraczającą granice dobrego smaku mogła przemyśleć co mówi. To raz. A dwa, należy powiedzieć jasno, że jej słowa kwalifikują się też jako tzw. mowa nienawiści. No i są też historycznie nieprawdziwe. Nie zamierzam tutaj bronić obrazu tolerancyjnej Rzeczypospolitej, bo faktycznie tak też nie było. Prześladowania mniejszości narodowych też mamy na koncie, ale powiedzmy sobie szczerze na małą skalę (w porównaniu do tego co robili np. nasi bratankowie Węgrzy na Słowacji). Tak naprawdę w okresie II RP przez część jej krótkiego istnienia istniała silna bądź słabsza polityka polonizacyjna wobec Ukraińców i Białorusinów (zwieńczona haniebną akcją burzenia cerkwi na Chełmszczyźnie w 1938 roku), a już u zupełnego schyłku międzywojnia wprowadzono na Uniwersytetach numerus clausus i getto ławkowe wobec studentów żydowskich (swoją drogą uzasadniano to wyrównaniem szans edukacyjnych, bo faktycznie statystycznie więcej studiowało Żydów niż Polaków, zwłaszcza tych biednych). Tyle planowych prześladowań mniejszości narodowych przez państwo polskie (nie liczę tutaj tego co robiło PRL, uważając, że nie do końća było to państwo polskie).
Czy byliśmy kolonizatorami? Pomijając okres międzywojenny, kiedy rzeczywiście kolonizowaliśmy Kresy, to trudno powiedzieć. Tereny obecnej Litwy, Ukrainy czy Białorusi dostały się nam w wyniku Unii polsko-litewskiej, nie podbijaliśmy ich. Staliśmy na kulturowo wyższym poziomie niż pogańscy Litwini czy naznaczeni niewolą tatarską Rusini i tym samym z czasem kulturowo zdominowaliśmy te tereny. Elity litewskie czy ruskie z czasem po prostu przejmowały, dobrowolnie język i kulturę polską, a potem też wyznanie rzymskokatolickie (w przypadku prawosławnych Rusinów). Co innego chłopstwo. Nie wiem więcej na ten temat, ale ciekaw jestem czy wyzysk szlachty wobec chłopów polskich różnił się od wyzysku chłopstwa litewskiego czy ruskiego. Pamiętajmy, że często panem wobec chłopa ruskiego był jego rodak, tylko, ze spolonizowany. Z tego co mi wiadomo, to chyba większej różnicy nie było. Chłopi byli kimś w rodzaju niewolników. Nie mówię, że było to dobre, było to wypaczeniem schyłku feudalizmu, który panował od wczesnego Średniowiecza w ówczesnej Europie i był systemem społecznym jak każdy inny. Funkcjonował przez stulecia, z czasem podupadł, na zachodzie Europy wprowadzono reformy, u nas feudalizm zakonserwowano w postaci folwarczno-pańszczyźnianej do XIX wieku i nie jest to powód do chluby. Zresztą w naszej oświeconej demokracji też mamy grupy społeczne wyzyskiwane, dyskryminowane (i to wcale nie koniecznie te, o których się najgłośniej krzyczy).
Ale czy jest sens o mówieniu, że Polacy mieli niewolników? Po pierwsze pamiętajmy, że tymi niewolnikami byli też Polacy (czy ściśle mówiąc przodkowie współczesnych Polaków). Z drugiej strony niewątpliwym sukcesem i powodem do dumy powinno być to, że jako nowoczesny naród potrafiliśmy pogodzić jednych i drugich. Zasługa tutaj niewątpliwa Ruchu Ludowego i ikony - Wincentego Witosa, ale też szeregu anonimowych lub znanych działaczy (abstrahuję tutaj od partii współcześnie odwołującej się do dziedzictwa Witosa, bo to już inna bajka;). Ludowcy obudzili świadomość narodową wśród polskich chłopów i dzięki temu my, ludzie chłopskiego pochodzenia (bo sam takowe posiadam) czujemy się takimi samymi Polakami jak szlachta. Osobiście uważam się za równoprawnego dziedzica zarówno husarii jak i chłopów z ich uporem i pracowitością. Moim zdaniem Pani Tokarczuk takim gadaniem niepotrzebnie rozdrapuje zabliźnione i zadawnione rany.
Zostaje nam mordowanie Żydów. Powiem krótko, bo mam trochę już dosyć przypominania, ze to Polska przyjęła Żydów wpędzanych z europejskich krajów, że tutaj do 1939 roku stanowili 8-10% społeczeństwa. Że stąd pochodzi najwięcej Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Że nie do końca jasny jest udział ludności żydowskiej w latach pierwszej okupacji sowieckiej (1939-41) w prześladowaniu ludności polskiej, a wśród pracowników Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego po wojnie było wielu Żydów. Wspomniany Witos wyraźnie wspomina Żydów witających Sowietów w 1920 roku. Że z drugiej strony wielu Żydów tworzyło polską kulturę i oddało za Rzeczpospolitą życie (np. w Katyniu). Że Polacy też Żydów w czasie wojny mordowali i wydawali. Stosunki polsko-żydowskie są niezwykle skomplikowane, pełne bohaterstwa, poświęcenia, ale też win i zbrodni z obydwu stron. Wizja prezentowana przez pana Grossa i środowisko GW jest w moim odczuciu jednostronna i dla mojego narodu krzywdząca.
Inną sprawą jest reakcją na słowa pani Tokarczuk. Cokolwiek by ktoś nie powiedział grożenie śmiercią czy ujawnianie adresu zamieszkania jest haniebne i powinno być ukarane.
I jeszcze jedna sprawa. Zdaję sobie sprawę, ze dotknąłem problemu konfliktowego i kontrowersyjnego. Proszę stanowczo ewentualnych komentujących o kulturę, nieużywanie wulgaryzmów i szacunek dla piszącego te słowa i innych komentujących. Inaczej będę komentarze usuwał.