piątek, 1 listopada 2013

Zokôpane, Zokôpane

Po długiej przerwie wracam do blogowania. Nie jestem w stanie obiecać czy moje blogowanie odzyska "dawną świetność" mówiąc nieskromnie (mam na myśli ilość wpisów na miesiąc). Kiedyś napisałem, że napiszę wpis o Zakopanem. Tym samym chcę zamknąć swoisty "cykl" wpisów o różnych miastach.
Ogólna tendencja wśród części moich znajomych jest taka, że Zakopanego się nie lubi bo: zatłoczone, drogie i tandetne. Niektórzy, nawiasem mówiąc, ekstrapolują tę niechęć na całe Tatry (dwa cytaty z mojego kolegi, który określa te góry mianem "skupiska skał na południu" i "największego ZOO w Polsce").
Wracając do Zakopanego. Ciężko się nie zgodzić z wieloma zarzutami. To miasto po części samo zapracowało sobie na niechęć. Chaotyczna i niegustowna architektura, wszechobecna tandeta i niewspółmierna do tego zarozumiałość ocierająca się o pychę, prezentowana przez część rdzennych mieszkańców, rzutuje na wizerunek miasta i niestety też na całą góralszczyznę. Oprócz tego, jest to miejsce ofiarą nadmiernego ruchu turystycznego. Jak jest duży tłum, to samo przez się powoduje, że w tym tłumie jest dużo ludzi z przypadku, których spokojnie można określić "ceprami" (o czym pisze wie każdy kto choć raz w życiu widział Krupówki). 
Ale jest też drugie Zakopane. Tutaj można znaleźć kilka oryginalnych willi w stylu witkiewiczowskim, tutaj są zabytkowe kościółki (zresztą jest kilkanaście kościołów, prowadzonych przez zakony, które oferują zdecydowanie wyższy poziom duszpasterstwa niż przeciętne wiejskie czy nawet miejskie parafie). Tutaj jest Teatr, kilka autorskich galerii, to miasto nadal ma swego ducha stworzonego przez jego "odkrywców" i ich następców. Mam na myśli takie osoby jak: dr Tytus Chałubiński, Henryk Sienkiewicz, Karol Szymanowski, obydwaj Witkiewiczowie, Władysław Hasior i szereg innych. Z tym miastem byli też związani wielcy górale jak Sabała czy Klimek Bachleda. Tutaj zjeżdżała się inteligencja w czasach zaborów, ale też tutaj doszło do największej kolaboracji z hitlerowcami (choć w samym mieście był co ciekawe mniejszy odsetek ludzi z kenkartą G niż w Nowym Targu).
Można by jeszcze wyciągnąć szereg dowodów chluby i hańby tego miasta (ze zdecydowaną przewagą tego pierwszego). Podsumowując uważam, że to miasto należy odkryć, przebić się przez grubą jak najstarsze tatrzańskie jodły otoczkę tandety, ceprostwa i blichtru i poznać jego niewątpliwe zalety.
Ja prywatnie to miasto lubię :)


P.S. Co do dalszych losów mojego blogu. Jak pewnie stali czytelnicy (o ile takowi istnieją) widzą, zaniedbałem się ostatnio. Jest to spowodowane nowymi realiami, w których się obecnie znalazłem (bez wy(nat)urzeń). Z tym, że myślę, że co jakiś czas coś nowego się pojawi, ale chyba rzadziej niż było dotychczas.

4 komentarze:

  1. Jyndrusiu, wpisy są "świetne". Nie martw się ilością, liczy się przecież jakość! Oby tak dalej!
    Pozdrawiam - Hania

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do architektury i planu urbanistycznego - to się zgadzam. Paskuda. Mój ulubiony fragment to początek Kasprusi - nieodmiennie wzrusza mnie dom ze schodami na górną kondygnację prowadzonymi po zewnętrzu, za to ozdobionymi dywanikową wykładzinką. Kto wiedział, ten wie że to nie wykładzina dywanowa, ale dokładnie dywanikowa wykładznka. Ale miasto to też ludzie - żywi i ci co odeszli. Mam listę nietuzinkowych postaci z Z. wartych wspomnienia na blogu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za komentarze :)
    Co do nietuzinkowych postaci to z miastem Zakopane i Tatrami wielu było i jest związanych, może kiedyś ktoś z nich się na blogu przewinie, ale przyznam się szczerze, że na pewno wszystkich nie znam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba masz sporo racji w tym wpisie. Ja o Zakopanem wiem tyle, że nie wytrzymałabym tam długo, choć pewnie - jak w przypadku każdego miejsca na ziemi - można wyobrazić sobie mocne powody, by tam żyć. Do tej pory nie wiem, czy po wyjściu z dworca wolę na powitanie usłyszeć natarczywe "Wolne pokoje", czy równie natarczywe "Papierosy. Spirytus." którym to tekstem moje miasto wita przybyszów w analogicznej sytuacji :) Nie lubię tłumów, a jeszcze bardziej nie lubię, jak ludzie widzą we mnie potencjalne źródło dochodu. Historia, wielkie postaci, ciekawe miejsca - trochę wiem, trochę widziałam... i nie całkiem umiem docenić, bo okoliczności tego zwiedzania były dla mnie nader niekorzystne z powodów zupełnie innych. Co nie zmienia faktu, że Podhala i Tatr jako całości było mi za mało w te wakacje i chcę tam jeszcze wrócić.

    OdpowiedzUsuń