wtorek, 10 września 2013

Czy skromność jest ESS?

W ostatnią niedzielę w starszej formie rytu rzymskiego czytano następujący fragment Ewangelii wg. św. Łukasza:
"Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca,
by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas
przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: "Ustąp temu miejsca!"; i musiałbyś
ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i
usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: "Przyjacielu,
przesiądź się wyżej!"; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników.
Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony".

Tak się zacząłem nad tym zastanawiać i doszedłem do wniosku, że możliwe jest powstanie strategii "fałszywej skromności" (skąd my to znamy;)), czyli osoba specjalnie się pomniejsza, znając swą wartość, żeby ją zauważono, wywyższono i miała tym większy zaszczyt. Porozmawiałem na ten temat ze znajomą i w trakcie rozmowy wpadł mi do głowy pomysł. Dlaczego by nie sprawdzić czy skromność może być ewolucyjnie stabilna?
Najpierw krótkie wprowadzenie do ESS. Strategia ewolucyjnie stabilna (ESS) jest to taka strategia, która wygrywa w starciu z innymi strategiami (natomiast wcale nie musi być optymalna, czyli najlepsza w danych warunkach). ESS opisuje się modelami tzw. teorii gier. Polega to w skrócie na rozważaniu jaką strategię należy podjąć uczestnicząc w grze, kiedy nie znamy strategii drugiego gracza (klasyczny przykład). 
Przejdźmy do konkretów. Złóżmy, że w naszej grze współbiesiadnicy mogą zastosować dwie strategie: P - pyszny, siadający na pierwszym miejscu, S - skromny, zajmujący ostatnie miejsce. Podobnie gospodarz może przyjąć dwie strategie: H - honorujący (czyli będzie przesadzał gości), N - niehonorujący. Biesiadnik nie zna strategii gospodarza.
W tabeli wypłat będziemy się posługiwać jednostkami zaszczytu (Z)






honoruje nie honoruje
skromny Z + 0,5Z -Z
pyszny -Z – 0,5Z Z

Załóżmy, że zajęcie pierwszego miejsca daje zaszczyt Z, a awans na pierwsze miejsce dodatkowo 0,5Z, analogicznie mamy z zajęciem ostatniego miejsca (-Z) i degradacją na ostatnie miejsce (-0,5Z).
Policzmy teraz dostosowanie (fitness, F) każdej ze strategii. Dostosowanie jest miarą sukcesu ewolucyjnego.
Fskromnego = Z+0,5Z + (-Z) = 0,5Z
Fpysznego = -Z-0,5Z + Z = -0,5Z
Wychodzi nam, że to skromność jest ESS, ale to jeszcze nie koniec. Przecież wobec tego nie powinniśmy mieć w naszym życiu do czynienia z pyszałkami (a, że tak nie jest każdy wie z autopsji). W poprzedniej symulacji dokonaliśmy jednego uproszczenia, założyliśmy, że prawdopodobieństwo przyjęcia przez gospodarza strategii honorującej lub niehonorującej jest równe 0,5.

Obliczmy proporcję honorujących, dla której zarówno pyszałek jak i skromny będzie miał takie same dostosowanie. Załóżmy, że honorujący występuje w populacji z proporcją p (wobec tego niehonorujący będzie występował z proporcją 1-p).

Fskromnego = p(Z+0,5Z) + (1-p)(-Z) = 1,5pZ - Z + pZ = 2,5 pZ - Z
Fpysznego = p(-Z - 0,5Z) + (1-p)Z = -1,5pZ + Z - pZ = -2,5pZ + Z

Przyrównajmy obydwie strategie do siebie:

2,5pZ - Z = -2,5pZ +Z
5pZ -2Z = 0 /Z
5p - 2 = 0
p = 0,4

Wynika nam z tego, że przy proporcji honorujących 0,4 obydwie strategie są opłacalne, przy każdej wyższej opłaca się podjąć strategię skromnego, a przy mniejszej strategię pyszałka. Czyż nie jest tak w życiu? Że jak się znajdujemy między ludźmi z natury pokorniejszymi, cichszymi lub po prostu od nas zależnymi to się wywyższamy, a przed ludźmi postawionymi od nas wyżej zachowujemy się czołobitnie? Na to sobie każdy musi już sam odpowiedzieć :)

A teraz krótkie podsumowanie powyższych rozważań. 
Po pierwsze proszę je traktować jako pewien biologiczny żart. Żeby mówić o ewolucji trzeba mieć cechy odziedziczalne i warunkowane genetycznie (ciężko tutaj bronić tezy o genie skromności). Poza tym nie do końca wiem jak chwilowy zaszczyt miałby wpływać na całożyciowe dostosowanie (czyli innymi słowy na liczbę wydanego potomstwa).
Po drugie, w żaden sposób nie chcę tutaj obrażać Ewangelii (sam jestem praktykującym katolikiem). Po prostu jako biolog chciałem zrobić mały eksperyment myślowy w nawiązaniu do niedzielnej Mszy.
Po trzecie w moim modelu założyłem, że każdy jest łakomy na zaszczyty. Innymi słowy "udowodniłem", że skromność jest ESS, ale w odniesieniu do uzyskanego dzięki niej zaszczytu, co przeczy prawdziwej skromności. Taka postawa to jest właśnie często spotykana w życiu fałszywa skromność. Spotykam też w życiu ludzi naprawdę skromnych, których żadne zaszczyty nie interesują (spotkanie takich to kawałek nieba na Ziemi).
Po czwarte, mojego modelu nie konsultowałem z nikim i mogą się w nim znaleźć błędy.
A po piąte obiecałem, że następny post będzie o Zakopanem, niestety powstaje on w bólach. Natomiast wczorajsza refleksja i późniejsza rozmowa (pozdrawiam interlokutorkę :) natchnęła mnie do zmiany tematu.

Czekam na Wasze komentarze :)

 

9 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawy pomysł :) Proponuję teraz skomplikować model, przez dodanie prawdopodobieństwa, że na tej samej uczcie znajduje się ktoś lepszy od nas :) Ewentualnie rozważenie, czy jeśli jesteśmy w stanie określić pozycję pozostałych współbiesiadników względem nas (ale wciąż nie znamy strategii gospodarza), to czy w jakiś sposób będzie to zmieniać optymalną strategię. W przypadku gry "ustępujący-agresor", znanej też jako "jastrząb i gołąb", wiedza o tym, czy przeciwnik jest słabszy czy silniejszy, bardzo dużo zmienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawy wpis i temat to pole do szerokiej dyskusji. :) Na przykład, odnośnie wpływu skromności na dostosowanie, można stwierdzić, że dostąpienie zaszczytu zwiększa szanse, że zostanie się zauważonym. Z drugiej strony, według powiedzenia"nieważne jak mówią, ważne, żeby mówili", doznanie upokorzenia (tu: przesadzenia na niższe miejsce) też zwraca na taką osobę uwagę otoczenia. Problem jest więc złożony...

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny eksperyment myślowy. Poczułam się jak kiedyś na ewolucjonizmie... ach ten styl i ten przystępny język objaśniający prawdopodobieństwa :)
    Stwierdzam, że skromność jest trudna do znalezienia w dzisiejszych czasach. Nie chodzi mi o to, żeby była niedoceniania (choć może to też), ale Mamy pewną "modę" na tzw. świadomość własnej wartości, którą pojmuje się najczęściej jako świadomość zalet i umiejętność udawania, że wady nie istnieją. Taki głośny automarketing. Z drugiej strony mamy fałszywą skromność, która jest tylko czekaniem cicho, aż ktoś mnie uhonoruje. Chyba każdemu zresztą robi się miło, kiedy ktoś go zauważy i powie o nim dobre słowo, choć nie każdy specjalnie się umniejsza dla tej "nagrody".
    Zauważyłam też, że często określamy innych i siebie w kategoriach: ma wysoką/niską samoocenę, zamiast mówić, jak jeszcze pokolenie temu, że ktoś jest pełen pychy lub skromny. To nie są zamienne słowa, choć czasem tak się je traktuje. Jednak te same zachowania, które kiedyś piętnowano jako pychę bywają dziś postrzegane jako atut. To bywa mylone, ale moim zdaniem skromność nie jest tym samym, co niska samoocena. To uczciwe ocenianie się: mam zalety i wady, kilka rzeczy mi się w życiu udało, ale było też trochę porażek. (Zdaję sobie sprawę, że mówię o rzeczy w zasadzie niemożliwej, bo któż w jedną lub drugą czasem nie przesadzi?)

    OdpowiedzUsuń
  4. @Natalia, z tą skromnością i samooceną to trochę jak z asertywnością. Mianem asertywności określa się to, że ktoś nie daje sobą manipulować, ale czasem również nieliczenie się z innymi, co - podobnie jak pycha - jest, można powiedzieć, przesadną asertywnością ;)

    A z zauważeniem w tłumie... No właśnie, wszystko zależy od sytuacji. Bo jeśli mamy, dajmy na to, dużą grupę, w której łatwo zostać przeoczonym, to być może faktycznie opłaca się, tak jak pisze @Nika, narazić na upokorzenie, bo można dużo zyskać (trochę tak jak w dylemacie jastrzębia i gołębia, gdzie czasem zawsze opłaca się walczyć mimo ryzyka przegranej). Natomiast jeśli mamy małą grupę, w której bardziej niebezpieczne od niezauważenia jest niska pozycja w hierarchii, to model Andrzeja świetnie się stosuje :) Np. kiedy szuka się pracy - wydaje mi się, że lepiej być dla pracodawcy zupełnie nieznanym, niż żeby słyszał, że się obijamy w pracy :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajnie, że dyskusja się rozkręca. Widać wyraźnie, że mój model jest zbyt uproszczony - zwłaszcza, że do końca nie wiem czy wybór teorii gier i ESS do opisu zjawiska jest prawidłowy, zastanawiam się nad jakimś modelem optymalizacyjnym, zależnym np. od prawdopodobieńśtwa przeniesienia (trza będzie Łomnickiego zgłębić jeszcze:P).

    @Natalia masz świętą rację, że w dzisiejszych czasach mamy nowe słowa wytrychy na pychę, pokorę, skromność itp. Lansuje się świadomość własnej wartości, asertywność itp. Ja wole pozostać staroświecki ;)

    @Nika i Justyna rzeczywiście racja, zauważenie w tłumie jest na pewno przystosowawcze, ale czy publiczne upokorzenie też? Nie sądzę. Tak czy owak może mój "model" ma jednak jakieś przełożenie w naturze:P Może weźmy napiszmy jakiś grant :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to się trzeba zastanowić, czy z biologii, matematyki (teoria gier ;)) czy może z filozofii albo socjologii :P

      Usuń
    2. Z tym publicznym upokorzeniem to bywa różnie. Dla większości ludzi jest to coś, czego za wszelką cenę chcą uniknąć, ale np. niektóre "gwiazdy" traktują - nierzadko z powodzeniem - kontrowersyjne sytuacje jako sposób na zwiększenie swojej popularności.

      Usuń
  6. Teoria gier interesująca, ale ja odwołam się do stwierdzenia Andrzeja, że nie można nazwać skromności i pychy czysto ewolucyjnymi strategiami. Rzeczywiście, ciężko szukać genu skromności, ale każde zachowanie racjonalne odwołuje się ostatecznie do najwyższej wartości, czyli życia. Dlaczego, gdy gospodarz zdemaskuje naszą pychę, czujemy wstyd? a może inaczej, dlaczego wsyd jest nieprzyjemny i go unikamy? W głębi, wsytd jest związany ze strachem wykluczenia ze społeczności, odrzucenia, a w efekcie śmierci. Wszystkie racjonalne zachowania mają u podłoża najwięszą wartość, jaką jest przetrwanie. Gdy nawet najmniejsza przesłanka zagraża naszej egzystencji, do gry wchodzą emocje, które kierują nami nawet jeżeli ich do końca nie rozumiemy. W taki sposób unikanie wstydu, może pośrednio przyczynić się do przetrwania jednostki, przekazania genów, a co za tym idzie utrwalenia tej samej strategii. No chyba, ze zaczynamy kombinować po ludzku i nie słuchamy naszych emocji ;) Podobno największym zagrożeniem dla człowieka jest on sam

    OdpowiedzUsuń
  7. No niewątliwie hambecie masz rację. Czujemy wstyd i go unikamy. Jednakże bycie w blasku fleszy też lubimy, czyli dążenie do wywyższenia się jest też jakoś w nas wpisane. MOże rzeczywiście chodzi tu o chęć zauważenia, pokazania swoich dobrych cech i tym samym znalezienia partnera...?

    OdpowiedzUsuń