Po długiej przerwie wracam do publikowania czegoś na moim zamarłym blogu. Przerwa była spowodowana różnymi czynnikami (bez wy(nat)urzeń). Dzisiejszy dzień - Środa Popielcowa jest dobrą okazją, żeby coś zmienić, więc postanowiłem zmienić coś w moim blogu i go ożywić. Odejdę trochę od zasady unikania wątków osobistych i napiszę coś w stylu rozważania.
Zaczynamy kolejny Wielki Post i jak co roku w kościołach usłyszymy o tym jak: "Zbawiciel w tym szczególnym czasie wzywa nas do głębszej zadumy i refleksji", "Jest to czas darowany nam, żeby dokonać w naszym życiu zmiany", "Rozpoczynamy czterdziestodniowy Post, w tym czasie mamy zwrócić szczególną uwagę na nasze osobiste nawrócenie", "Pamiętajmy jednak, że Post to tylko przygotowanie do radości Zmartwychwstania".
Niestety nic odkrywczego nie powiem. Zgadzam się z tymi powtarzanymi co roku zdaniami (wręcz sloganami). Tak jest, że w Poście mamy się nawrócić, przygotować na Paschę, mamy czas refleksji i zadumy itp.
Zawsze Środa Popielcowa napawa mnie mieszanymi uczuciami. Bo kończy się karnawał i nawet tak nieimprezowa osoba jak ja to odczuwa, bo w kościołach zaczną wzywać do nawrócenia (a bywa, że do tej spowiedzi to się chodzi "w kratkę"), bo kolejny "punkt stały" w roku nadszedł i widać, że czas upływa, bo jakieś postanowienie trzeba sobie wymyślić. Zresztą o postanowieniach potem.
Ale z drugiej strony człowiek jakoś się cieszy, że zaczyna się ten czas zadumy, czas powagi. Chociażby taki szczegół jak liturgiczny fiolet, wprowadza odpowiedni nastrój. Przyznam się, że na mnie bardzo to działa, czy to w Poście, czy w Adwencie czy na pogrzebie. Nie jest to radość dziecka, kiedy dostanie cukierka. Może jest w tym trochę też z poczucia stałości, że znowu stare wielkopostne pieśni, znowu Drogi Krzyżowe (może uda mi się choć raz pójść...), znowu Gorzkie Żale. Że znowu trzeba będzie odbyć Rekolekcje.
Myślę, że nasz Wielki Post ma trochę ze starożytnego Katharsis, kiedy uczestnicy tragedii antycznej, przez współczucie bohaterowi doznawali duchowego oczyszczenia. Podobnie my, poprzez rozważanie Męki Pańskiej doznajemy oczyszczenia i nawrócenia (oczywiście jeżeli sami się otwieramy na Miłosierdzie). Różnica jest taka, że w greckim teatrze nie było niedzielnego poranka Zmartwychwstania.
Co do postanowień, to znowu jest wiele szkół. Na pewno nie należy popełniać błędu jaki sam niejednokrotnie popełniłem i podejmować ich miliony, bo się żadnego nie dotrzyma. Kiedyś słyszałem na jednym kazaniu, że dobrze zrezygnować z czegoś, co nam sprawia przyjemność, ale co jest drobnostką (np. poranna kawa; ja tam nie wiem, kawy nie piję;). W ostatnią znowu niedzielę usłyszałem, że zamiast wyrzekać się słodyczy to warto postanowić, że się będziemy uśmiechać częściej.
Nie jestem księdzem, wypowiadać się nie będę, ale wydaje mi się, że obydwa podejścia są równo cenne i pomocne.
Na koniec tych luźnych i chaotycznych "rozważań" życzenia. Składamy je raczej pod koniec Wielkiego Postu, ale ja złożę na początek. Życzę wszystkim zaufania Bogu i nie nastawiania się na to jaki to wspaniały będę po ćwiczeniach wielkopostnych. Nauczmy się akceptować to czego nie możemy zmienić, a zmieniać to co możemy. I nie zniechęcać się jak kolejny raz się nie udaje. Jak powiedział ktoś mądry: "Dopóki walczę jestem zwycięzcą". A może się uda w tym Poście wyeliminować chociaż jedną, nawet najdrobniejszą wadę, czego życzę wszystkim (i sobie ;).